------------------------------------------------------
NOWOŚĆ!
POBIERZ NASZEGO E-BOOK'a
Kup Naszego e-booka Roadtrip po Sycylii za 13,99 zł - wszystkie informacje o tym, jak zorganizować podróż na własną rękę w jednym miejscu :)
Kup Naszego e-booka Roadtrip po Sycylii za 13,99 zł - wszystkie informacje o tym, jak zorganizować podróż na własną rękę w jednym miejscu :)
------------------------------------------------------
Jak znaleźć rodzinę w Castellammare del Golfo
Właściciele restauracji Charlie Brown |
Castellammare to wybrane niegdyś miasto schadzek najważniejszych sycylijskich mafiosów.
To tutaj jeszcze nie tak dawno prężnie rozwijała się działalność przestępcza, zbierając krwawe plony.
Żadne z szanujących się biur podróży raczej nie zdecydowałoby się na umieszczenie takich informacji w swojej ofercie. Między innymi właśnie z tego względu organizujemy wszystkie podróże na własną łapę, aby nie pominąć tego co ważne, charakterystyczne dla danego regionu.
A więc jak to się stało, że zamiast szalonego nożownika w ciemnej uliczce Castellammare znaleźliśmy rodzinę?
Charlie Brown - miłość od pierwszego wejrzenia
Tym, którzy nie wiedzą przypomnimy, że we wrześniu'18 postanowiliśmy wynająć samochód na Sycylii, aby objechać sporą część wyspy. Na Castellammare przeznaczyliśmy niewiele, bo niespełna dwa dni (jeden nocleg). Poza ulubionym szwendaniem się bez celu po ulicach nowego miasta mieliśmy właściwie jeden plan - zjeść gnocchi z pistacjami w Charlie Brown Trattoria-Pizzeria.
O miejscu tym dowiedzieliśmy się z wpisu na jednym z polskich blogów Moja sycylijska miłość: Castellammare del Golfo.
Do restauracji udaliśmy się wieczorem, kiedy to miasteczko wybudzało się powoli z popołudniowej drzemki. Od razu spodobał nam się intymny klimat - poza nami przy stolikach na zewnątrz siedziała jeszcze tylko jedna para. W Polsce oznaczałoby to prawdopodobnie, że lepiej nie zatrzymywać się tutaj na dłużej. Jeśli restauracja świeci pustkami to znaczy, że nie ma czym przyciągać klientów. Jeżdżąc do Włoch nauczyliśmy się, że bezludna restauracja, czy kawiarnia nie równa się z niską jakością. Pamiętamy co najmniej dwie sytuacje, w których to właściciel otwierał dla nas lokal.
Zasiadamy w plastikowych krzesłach, przy plastikowym stoliku. Po chwili pojawia się młoda dziewczyna, która razem z menu przyniosła ze sobą niewymuszony uśmiech na twarzy. Przeglądamy menu właściwie z ciekawości, bo będąc jeszcze w Polsce wiedzieliśmy już dokładnie co będziemy zamawiać w Charlie'm.
I tu pech okrutny, ponieważ okazało się, że gnocchi con pistacchio będzie dopiero jutro (nie chciało się łupać orzeszków!)
Kiedy nie wiesz co zjeść, zjedz pizzę
I tak też zrobiliśmy. Zamówiliśmy ogromną, familijną pizzę z tuńczykiem i cebulą oraz karafkę białego lokalnego wina. Mieliśmy posiedzieć, zjeść, posiedzieć, napić się i wyjść. Ale wizyta nasza się przedłużyła, gdy mniej więcej w czasie konsumowania drugiego kawałka pizzy poznaliśmy właściciela restauracji. Przy jego temperamencie Etna wcale nie jest taka wybuchowa. Pełen energii i optymizmu przywitał nas słowami: Polacy wyjadają nam wszystkie gnocchi con pistacchio! Po chwili wrócił z niewielkim aparatem fotograficznym i spytał, czy może nam zrobić zdjęcie oraz jak mamy na imię.
Od samego początku podjęliśmy gorącą konwersację. Problem w tym, że każdy mówił w swoim języku. Nie wiemy, czy dobrze się rozumieliśmy, ale jedno było pewne - wszyscy uczestnicy tej interakcji czerpali ogromną radość. Wola komunikacji była na tyle duża, że właściciel wpadł na genialny pomysł, aby skorzystać w telefonie z tłumacza Google. I tak po 30 minutach rozmów Pan T. usłyszał odczytane automatycznym głosem Iwony: Czuję jakbym Cię znał całe życie, Możecie liczyć na nas, jesteśmy do Waszej dyspozycji cały czas. 40 minut później od nas pada: Możemy mówić w Polsce, że mamy rodzinę na Sycylii.
Jeszcze później połączył się ze swoją córką, która studiuje w Rzymie poprzez Skype i przedstawił nas jako swoich przyjaciół.
Takie mniej więcej było tempo rozwoju naszej relacji. W Polsce tego typu wyznania też byłyby możliwe - po kilku(nastu) głębszych.
W czasie naszych rozmów właściciel poczęstował nas słynnym włoskim likierem cytrynowym Limonciello.
Ale się najadłem...nie mogę się ruszać. Zjem jeszcze!
- Wszystko smakuje?
- Oj, tak. Wszystko bardzo dobre, ale full stomacho, no pizza.
- A jakie lubicie lody?
- Mandorla, pistacchio...
Zaczęliśmy się zastanawiać, czy przez przypadek nie wypowiedzieliśmy jakiegoś magicznego zaklęcia, ponieważ po wymienieniu naszych ulubionych smaków nasz Signore zniknął. Nie czekaliśmy długo, gdy po chwili zaczął nadchodzić z drugiej strony ulicy z dwoma metalowymi pucharkami lodów.
Za całą ucztę dla dwóch osób zapłaciliśmy tylko 20 €.
Charlie Brown - to coś więcej niż jadłodajnia
Prosto z serducha polecamy każdemu odwiedzić restaurację Charlie Brown. Można niedrogo i dobrze zjeść, ale przede wszystkim przeżyć spotkanie z sycylijską rodziną, która tworzy to miejsce. Wyrażanie słowem naszych subiektywnych odczuć to trudna sztuka, choć za każdym razem staramy się robić to jak najlepiej. Nasz niedługi czas spędzony z właścicielami Charlie'go na pewno nie był zwyczajną wizytą w restauracji. Doświadczyliśmy tam tego, do czego na co dzień najbardziej tęsknimy - bliskości, prostoty, radości, pełnego bycia "tu i teraz".
A&T
------------------------------------------------------
NOWOŚĆ!
POBIERZ NASZEGO E-BOOK'a
Kup Naszego e-booka Roadtrip po Sycylii za 13,99 zł - wszystkie informacje o tym, jak zorganizować podróż na własną rękę w jednym miejscu :)
Świetny wpis o niepozornym miejscu. W Castellamare zakotwiczymy z córkami na 3 noce już 7 pazdziernika. Mamy nadzieje, ze dane nam bedzie poznac ten klimat ;) pozdrowionka!
OdpowiedzUsuń